piątek, 2 lutego 2018

Sesja sresja

To już. Ten czas. Ten moment. My. Oni. Kto lepszy? Kto szybszy? Kto następy? Nie wiemy, ale wiemy jedno(oby więcej niż jedno), że to przejściowe, nie ma się co łamać.
Proszę Państwa, oto...SESJA.

I wcale mi nie chodzi o reklamowane tabletki, ale zdecydowanie jest to ze sobą powiązane.

Co pół roku studenci zaczynają swój maraton. Zarówno dzienni jak i zaoczni. Jednym podejść do tego łatwiej, innym trudniej. Jedni są systematyczni, a drudzy lubią adrenalinę i zaczynają naukę na 24h przed egzaminem. A jak podchodzę do tego ja?

Według mnie podejście do sesji jest odzwierciedleniem tego jak traktujemy studia.
Na pierwszym roku sesja, zarówno ta na półrocze jak i na koniec roku, była dla mnie czymś bardzo ważnym. Założyłam sobie, że to jak mi pójdzie ten pierwszy rok będzie odzwierciedleniem następnych lat. Tak. Wiem. Ja naiwna. Skąd takie pomysły? Wydaje mi się, że to była dla mnie jakaś dziwna forma motywacji. W każdym razie- zadziałało. Pod koniec roku udało mi się zdać większość egzaminów w terminie zerowym i to wcale nie z najgorszymi ocenami, a tylko jeden egzamin pisałam w pierwszym terminie. Wynik super. Byłam i dalej jestem dumna z siebie, bo miałam spora przerwę w edukacji i ten pierwszy rok nie był dla mnie łatwy.

Drugi rok zaczął się (i dalej się ciągnie tak samo) pod górkę. Nie było mnie za wiele w szkole przez moją wspaniałą odporność, która sukcesywnie pogarszała się z każdym kolejnym antybiotykiem.
Nie powiem. Był to dla mnie spory stres. Były zajęcia na których trzeba było być by coś rozumieć, ja nie byłam więc, no cóż, sami wyciągnijcie wnioski. Było sporo zajęć na których bardzo ważna była obecność sama w sobie, mogłam spać(czego nie robiłam oczywiście) na tych zajęciach, ale podpis musiał być! Na szczęście moi wykładowcy uznają zwolnienia lekarskie...
Teraz jest tak, że próbuję to wszystko nadgonić, a jak już jestem centymetr od mety, BUM! I znów mnie nie ma. Można się podłamać, uwierzcie.

Na szczęście mam mądrych ludzi wokół siebie, a zwłaszcza mojego męża, który studia skończył i za każdym razem dobrze wie co potrzebuję usłyszeć w chwilach zwątpienia. Tym razem, gdy mój organizm znów wygrał z byciem na uczelni, usłyszałam od niego coś co sprawiło, że ambicje dalej mam, ale już się tak nie biję mentalnie za każdą kłodę o którą się potykam.
A konkretniej to usłyszałam od niego kilka ważnych rzeczy

1. "Ja wiem kochanie, że masz ambicje ale naprawdę ŻADEN pracodawca nie będzie sprawdzał za którym razem zdałaś kolokwium z psychologii rozwoju"
2. " Pisanie poprawek, a nawet nie poprawek bo będziesz po prostu pisać w pierwszym lub drugim terminie(!) nie jest niczym ujmującym, bo przecież Ci zależy, idziesz tam, piszesz i zdajesz!"
3. "Uwierz mi, że po studiach ewentualnych pracodawców obchodzi tylko czy masz dyplom przy sobie, bo muszą skserować"
4. "To czego się uczysz to wiedza ogólna, nie musisz tego wszystkiego wiedzieć, to jest wręcz niemożliwe byś umiała wszystko co wykładali przez pięć lat! Skup się na tym co Cię interesuje i to rozwijaj, o reszcie możesz mieć pojęcie, że coś takiego było. Niewiedza związana z czymś co nie jest Twoją specjalizacją nie jest wstydem, zawsze możesz powiedzieć, że nie wiesz, ale sprawdzisz i odpowiesz na pytanie później"

Było jeszcze kilka rzeczy, ale te najbardziej na mnie wpłynęły, te najbardziej mi pomogły wreszcie wyluzować. Mam nadzieję, że na Was także wpłynął. Oczywiście to wszystko nie oznacza, że nagle mam przestać się starać, bo..yolo. Nie. Mam się starać, ale nie za wszelką cenę, mam robić co w mojej mocy, bo to TYLKO studia. To TYLKO sesja. Zawsze mamy kolejne szanse.

Oczywiście mogłabym ten cały wywód skrócić do "bez spiny, są drugie terminy", ale dla mnie to powiedzonko było głupie, takie mało ambitne, aż do momentu rozmowy z moim kochanym i mądrym M.

Zobaczysz! Jak dorosnę będę taka mądra jak Ty :)

A teraz kilka rad ode mnie:
1. Mimo "nie chce mi się" zacznij ogarniać sprawy ciut wcześniej.
2. Opracuj zagadnienia na egzamin sam, a później rozłóż materiał na kilka mniejszych części.
3. Wszelkie prace zaliczeniowe spróbuj chociaż zrobić odpowiednio wcześniej, by później, w tym najgorętszym okresie nie mieć na głowie wszystkiego.
4. Są lepsze i gorsze dni na naukę, jak masz gorszy dzień to rób prace pisemne, to zawsze jakiś krok do przodu.
5. Jak jesteś jednym z tych studentów, którzy WSZYSTKO zostawiają na ostatnią chwilę, to też spokojnie, skup się na egzaminach i kolokwiach najważniejszych, tych które np. liczą się do dyplomu, lub które mają sporo punktów ECTS. Resztę można zaliczyć później.

Kochani! Życzę Wam dużo luzu w tym okresie egzaminacyjnym! Życzę Wam zdania wszystkiego, ale niekoniecznie na zerówkach! Życzę Wam ambicji bez stresu i zjadania się od środka porażkami!

POWODZENIA DLA WAS(i dla mnie)!


sobota, 30 grudnia 2017

(Nie)postanowione

Ileż ja się naczytam w naszej twarzoksiążce nagłówków:
"Nowy rok, nowa ja" "Jak dotrzymywać postanowień noworocznych?" " Zacznij od nowego roku być lepszą wersją siebie". No dobra. To ostatnie zmyśliłam, ale jestem więcej niż pewna, że wpisując to zdanie w Google wyskoczy nam milion podobnych nagłówków.

Jestem osobą, która zdecydowanie nie umie w postanowienia noworoczne. Świetnie mi się je spisuje, ładnie podkreśla, wymyśla, ale niekoniecznie spełnia. Są najzwyczajniej w świecie "zbyt" pod każdym możliwym względem.
W tym roku, mądrzejsza o doświadczenia z lat poprzednich, postanowiłam(!) nic nie planować. Ewentualnie rzeczy oczywiste, których jestem pewna.
Zdaję sobie sprawę, że to są w takim razie żadne postanowienia, ale czy na pewno? Czy na pewno to nie ma sensu? Bo według mnie ma. Dla mnie, jako osoby tak bardzo nierozgarniętej, to jest cholernie ważny krok w dążeniu do celów. Jak założę sobie coś, co jest osiągalne, w zasięgu ręki będę miała większą motywację do podejmowania większych wyzwań. Kto wie?! Może w tym roku to będzie "tylko" regularne sprzątanie domu, a za kilka lat będę mieć dobrze prosperującą firmę?!

Wydaję mi się, że właśnie o to chodzi w tych postanowieniach, by stawiać przed sobą wyzwania do zrobienia. Cóż nam da, że założymy sobie schudnięcie 20 kilo? Nawet jak zaczniemy ćwiczyć, to nic poniżej tych 20 kilo nie będzie nas cieszyć i nas zniechęci do dalszej pracy nad sobą. ALE. Jak założymy sobie, że tych kilogramów stracimy 5 lub jeszcze mniej to będziemy czuć się spełnieni, a jak stracimy więcej niż założyliśmy to już całkiem, Bogowie fitnessu.

Jakie w tym roku postanowiłam postanowienia?

Skończę drugi rok studiów i zacznę trzeci(szalona)
Zadbam o swoje zdrowie
Zadbam o moich bliskich
Będę więcej czytać
Będę mniej leniwa
Postaram się lepiej organizować sobie czas
Postaram się jeździć na konferencję organizowane przez moją uczelnię
Ogarnę podwórko po remoncie(aczkolwiek to jest plan na najbliższe 15 lat)
Będę się więcej uśmiechać
Będę sobą

Niby nic, a jednak rok ma tylko 365 dni i wiele potknięć mnie czeka, nie tylko dotyczących tych punktów, ale i całej reszty która się wydarzy.

Kochani! Korzystając z okazji! Życzę Wam spełnienia celów, lub zbliżenia się w tym roku do ich spełnienia! Pięknego roku 2018!


czwartek, 28 grudnia 2017

Początek

Kim jesteś?

Mam na imię Justyna, mam 24 lata i za dużo czasu.
Mam też psychologię, która na milion procent będzie się tu przewijała. Moją wielką pasją poza psychologią są książki, których poleceń lub stanowczego trzymania się od nich z daleka również będzie trochę. Mam w sobie też wiele miłości do muzyki, głównie popu, ale metal i rock także grają we mnie głośno czym z chęcią się z Wami podzielę.

Po co tu jesteś?

Lubię pisać, lubię wyrażać swoje zdanie, lubię czytać o ludziach którzy też tak mają i nawet jak trafi się jedna jedyna osoba mająca to samo co ja, to będę świętować sukces tego bloga.

Który to już?

Ten blog to kolejne podejście do prowadzenia czegoś systematycznie, do nauczenia się planowania. Ulepszam się w każdym momencie mojego życia, odkrywam nowe sposoby jak żyć lepiej, bardziej, szczęśliwiej. Chcę się tym dzielić! Chcę lepiej pisać! I chce wreszcie przestać być leniwą bułą losu!

Witajcie

Foto by Szast Prast Fotografia Elżbieta Gacek